skip to main |
skip to sidebar
Nigdy nie przepadałam za wiśniami w czekoladzie w wersji 'do spożycia'. Jakoś miałam wrażenie, że i czekolada, i wiśnie lepsze są osobno. Tym bardziej dziwne jest,że gdy wącham nadgarstek skropiony Chocolate Covered Cherries, aż mi ślinka leci :)Chocolate Covered Cherries z biblioteki Demeter to pięknie odwzorowany zapach dla wybrednych 'gorzko-czekoladożerców' . Czuć właściwie każdy składnik wiśni w czekoladzie-jest wisienka,słodki likierek i warstewka ciemnej, gorzkiej czekolady.Przez pierwsze parę minut zapach jest wręcz idealny: skupiony na kontraście słodyczy z goryczką, z alkoholowym posmakiem. Potem , niestety trochę się psuje. Czekolada nabiera trochę syntetycznego posmaku, traci część goryczy i zaczyna bardziej przypominać jakiś wyrób czekoladopodobny. A likierek wietrzeje.I im dłużej pachnę tym przysmakiem, tym więcej w nim czekolady,a mniej wiśni i alkoholu. Po niedługim czasie, zapach przypomina mi tanią czekoladę z owocowym nadzieniem .
Ogólnie wisienki od Demeter to zapach tak słodki, że aż ciężko mu się oprzeć . Dodatkowo cena za flakonik jest kusząca i wydaje mi się, że nawet jeśli perfumy dość szybko wietrzeją i przestają być 'tak idealne' jak w pierwszych minutach, to warto kupić sobie taki mały 15ml flakonik. Dla mnie to zapachowy 'poprawiacz' nastroju :)Opakowanie-jak inne 'okładki' biblioteki Demeter.Trwałość - kiepska.Gdzie pasuje- na jesienne i zimowe wieczory :)Komu pasuje- unisex. Jestem ciekawa jak rozwijałby się na męskiej skórze.Ilustracje:
http://pyromaniac-blue.deviantart.com/art/cherry-series-7-150996018?q=boost%3Apopular+Chocolate+Covered+Cherries&qo=32
http://www.carouselcandies.com/store/index.cfm/cat/33/maincat/20.htmhttp://www.candygram.com/details.php?item=5208
Mamy wiosnę [przynajmniej kalendarzową], więc tym razem parę słów o Micellaf'owej Wiośnie.Preludium zapachu jest przyjemne dla nosa. Głównie czuć bułgarską różę. Z charakterystyczną, jakby lekko gorzkawą nutką. W miarę naturalną, choć na pewno mniej niż w Sa Majeste La Rose.Innych kwiatów nie czuję. Za to pojawiają się owoce. Przede wszystkim są to maliny , choć czasami woń róż z owocami 'zlewaja się' w jakąś brzoskwinię :)Po jakiś 2 godzinach róży już prawie nie czuć. Zostają tylko słodkie maliny, z odrobiną wanilii. Nuty drzewne przez większość czasu siedzą przyczajone i nawet łba nie wychylą. Dają o sobie znać dopiero pod koniec 'Wiosny' i to tylko lekko zaznaczając swoją obecność.Jako ,że obok Printemps ukazały się jeszcze pozostałe pory roku, warto by zwrócić uwagę na adekwatność zapachu i nazwy. I powiem szczerze ,że dla mnie te perfumy prędzej powinny zwać się 'Latem'. Pewnie to kwestia tego,że u mnie w ogrodzie róże kwitną dopiero latem,a maliny chyba wszędzie w naszym klimacie tak pięknie pachną gdy jak słońce dłużej ma okazję po nagrzewać krzaczki.Atmosfera Wiosny od M.Micallef jest pogodna , ciepła. Jakby trochę się wysilić, można sobie wyobrazić wylegiwanie się na białym leżaczku, pod parasolką w ogrodzie pełnym kwitnących, różowych róż. Na kolanach stoi miska pełna soczystych, dużych malin,a na stoliku szklanka soku, po której wspina się spragniona osa.Printemps przyjęłam bez euforii. W porównaniu z innymi zapachami M.Micallef [np. Night Aoud czy nielubiane przeze mnie Watch], ten wydaje się taki 'zwykły', nieoryginalny. Do tego bardzo poważną wadą jest trwałość . Jakbym miała skusić się na perfumy za TAKĄ cenę, to przynajmniej liczyłabym na to,że będę pachniała dłużej , niż wodą z kiosku...a założę się, że nie jedna tania woda 'trzyma' dłużej niż Wiosna. Po dwóch godzinach czuć maliny, potem trudną do zdefiniowania słodkawą papkę,a zaraz potem prawie nic.Gdybym kupiła Printemps w ciemno, z rozczarowaniem sierdziłabym,że zapłaciłam kupę kasy za śliczny flakonik. Bo cóż innego? Zapach jest wtórny, nietrwały i raczej nie zwracający uwagi bardziej niż np. Bright Crystal Versace.Opakowanie-flakonik jest chyba główną zaletą tych perfum. Buteleczka o klasycznym 'kroju' ozdobiona jest ciemnymi 'oczkami' i delikatnym rysunkiem wiotkiej gałązki.Trwałość-kiepska. Szczegóły wyżej :PGdzie pasuje- według mnie zapach niezbyt nadaje się na chłodniejsze dni. Najlepiej rozwija się w temperaturze 20+. Co do okazji to pasuje na co dzień i na romantyczne, ciepłe wieczory.Komu pasuje- zapach damski. Ja 'widzę' taką osłodzoną malinami różyczkę raczej na młodych kobietach.Nuty zapachowe:nuta głowy: bułgarska różanuta serca: czerwone owoce, drzewo sandałowe, drzewo gajakowenuta bazy: wanilia, białe piżmoIlustracje-z Deviantart'a. Autorzy:
thefantasim
Ruskatukka
french_mermaid
Ellenisia miała być nimfą - zwiewną, delikatną, mistyczną. Ja trochę inaczej wyobrażam sobie zapach nimfy-mniej kwiatów,a więcej zieleni, ale ewentualnie mogę 'inspirację' zaakceptować :)Jeśli już koniecznie miałabym perfumy Penhaligon's porównywać do nimfy, byłaby to delikatna, sfrustrowana istotka zamknięta w zapomnianym, dzikim ogrodzie.Ellenisia jest zapachem kwiatowym. Co prawda w pierwszej fazie czuć odrobinę owocowej słodyczy, która mi kojarzy się z nektarynkami, ale później za całą orkiestrę robią kwiaty.Na początku czuć ulotnego, nieśmiałego fiołka. Nieco cichego, bez morderczych skłonności jak to było u Lutens'a czy Toma Ford'a. Niestety biedny fiołek szybko daje się zdominować przez silną , bezlitosną konkurencję: jaśmin, różę i gardenie.Przez większość trwania zapachu czuć właśnie to intensywnie pachnące trio. Z mojej skóry najintensywniej 'paruje' jaśmin. Na szczęście w dość stonowanym [jak na jaśmin] wydaniu. Nie jest ani migrenogenny, ani z paskudnym 'fizjologicznym' posmakiem. Uszlachetniony przez różę i subtelniejszy dzięki gardenii daje się znieść.Całość kompozycji kojarzy mi się z zapomnianym, zapuszczonym angielskim ogrodem. Niegdyś wypielęgnowane, podcinane kwiaty rosły w wytyczonych im 'ramach'. Teraz , gdy nikt ich nie pilnuje, puściły dzikie pędy, zaprzyjaźniły się z przydługą trawą i chwastami.W Ellenisii uchwycono zapach kwiatów o poranku. Płatki są mokre od rosy, a ciało przeszywa chód . Zapach płatków miesza się ze sobą, tak mocno,że w późniejszych fazach czasem ciężko rozróżnić poszczególne nuty. Zupełnie jakby kwiaty przemieszały się ze sobą, poprzeplatały gałęzie i walczyły o każdą zapylającą pszczołę :)Ellenisia jest zapachem bardzo kobiecym. Pasuje do dziewczęcia zwiewnego, delikatnego i romantycznego. Kojarzy mi się z panienką dobrze wychowaną, nie spoufalającą się z chłopcami i nie wyzywającą. Trzymającą mężczyzn na dystans. A to dlatego,że kwiaty są tu w tak ostrym i zimnym wydaniu. Bez ciepła i przytulnej słodyczy.Po paru testach wiem, że to zapach nie dla mnie. Nie lubię kwiatowych perfum, w których nie czuć silnie dominującej nuty jednego gatunku [na przykład jak w przypadku 'bzu' i 'piwonii' od Yves Rocher, czy fiołków i róży Lutens'a]. No i nie przepadam za jaśminem, który tu mimo wszystko dominuje.
Opakowanie- Ellenisia zamknięta jest w pięknym flakoniku. W delikatną karafkę ozdobioną fioletową tasiemką. Na szczęście inne zapachy Penhaligon's mają opakowania w tym samym stylu, więc może kiedyś taka śliczna buteleczka zagości w mojej kolekcji [nie mogę się doczekać 'spotkania z Lavendulą i Violettą :) ]Trwałość- dobra.Gdzie pasuje- zapach dzienny. Dobry na wiosnę i lato.Komu pasuje- zapach damski. Dobrze zgra się z subtelną, naturalną urodą i strojem w romantycznym stylu.Nuty zapachowe:
nuta głowy: skórka mandarynki, liście fiołka
nuta serca: płatki gardenii i róży, jaśmin z Maroka
nuta bazy: nektar śliwki, wanilia
Ilustracje:
http://twosilverstars.deviantart.com/art/Little-Miracles-133353539
http://twosilverstars.deviantart.com/art/rose-57818612
http://yaamas.deviantart.com/art/The-Dew-Faery-12522885
Pewnie gdybym nie dostała próbki jako miły dodatek do zakupionych perfum, jeszcze długo nie poznałabym tego zapachu. To przede wszystkim dlatego,że perfumy Dawn Spencer Hurwitz [DSH] dość trudno dostać w Polsce. Nie znam żadnego 'stacjonarno-wysyłkowego' punktu sprzedaży. Na Allegro też nigdy nie widziałam flakonu [co najwyżej jakieś próbki]. Na ebay'u w tej chwili tej marki nie ma [może czasami coś się pojawia. Nie wiem]. Pozostają więc tylko zakupy zagraniczne. A podejrzewam ,że Tamarind Paprika nie kusiła by mnie na tyle,żeby sprawić sobie flakonik 'w ciemno' :)Do tego może być problem z kupnego akurat tej propozycji DSH, ponieważ zapach wydany był jak edycja limitowana [ Limited Holiday Edition 2007].W każdym razie dane mi było poznać papryczkę. I nie żałuje, bo zapach jest niszowy w każdej chwili jego trwania. Jest wyjątkowy, niepowtarzalny i ... dziwny jak na perfumy.W rozpoczęciu tamaryndowa papryczka trochę 'cuchnie'. Niby czuć paprykę,ale jakąś taką zielonkawą i jakby trochę nadpsutą. Skwaśniały owoc wraz z pestkami roztarty na chropowatej powierzchni. Generalnie 'preludium zapachu' jest nieprzyjemne,ale do zniesienia. Co prawda 'mój luby' spytał 'czym to śmierdzi?',ale nie kazał mi się odsunąć, więc nie jest najgorzej :DDruga faza jest już znacznie lepsza. Zmienna, gorąca i pikantna. Rzeczywiście nutą główną jest tu papryka. Rozgniatana i rozcierana. Ja odbieram to jako papryczkę małą i ogniście ostrą.Troszkę kwaśnawą.Nie wiem jak pachnie 'Tamrind'... szkoda, bo ciężko mi go w tej mieszance wychwycić. Za dużo tu innych 'dziwnych' nut zapachowych. Na przykład kolejnym dość rzadko spotykanym akordem jest czerwone wino. Tu pojawia się na poziomie 'rozwinięcia' i daje o sobie znać jeszcze długo. Dodaje kompozycji charakterystycznego, kwaśnawego posmaku.Tamarind Paprika to zapach dość zmienny. Niektóre nuty pojawiają się tylko czasami,a inne tylko na jakiś czas i potem znikają. Na przykład w perfumach przewija się co pewien czas miękki, słodkawy opaapanax, który w ciekawy sposób kontrastuje z wściekle gorącą papryką.Poza tym przy niektórych 'aplikacjach' czuję tu cynamon. W składzie go nie ma więc najprawdopodobniej inne nuty łączą się i wspólnie zwodzą mój nos.Gdy zapach 'chyli się' ku końcowi staje się coraz łagodniejszy. Przeważnie kwaśnieje, choć czasami wanilia przechyla kompozycję w stronę lekkiej słodyczy. Ta faza dalej jest oryginalna,ale to już nie to co przed paroma godzinami-wtedy zapach był żywy, świdrujący i rozgrzewający,a teraz to tylko 'rozcieńczona' papryka.Patrząc na 'spis treści' tych perfum, muszę napisać ,że nie czuć na mnie niektórych nut. W ogóle nie 'wychodzą' na mnie kwiaty,ani tytoń. Po prostu ich nie ma. I dobrze :POgólnie perfumy uważam za udane. Zapach jest wyjątkowy i do tej pory nie spotkałam się z tak rzeczywistą papryką [ w perfumach, oczywiście]. Do tego w ostrej i zadziornej odmianie.Kompozycję odbieram jako zapach niesłychanie seksowny w latynoski sposób. Jest jak tango z brutalną pikanterią, surowym spojrzeniem i agresywnymi ruchami.Opakowanie- flakonik elegancki, klasyczny z kulistą zakrętką. Ładny,ale niezbyt pasuje mi do tego zapachu.Trwałość- dosyć dobra. Po 7-8 godzinach jeszcze coś czuję.Gdzie pasuje- jak dla mnie to wspaniały zapach na niepogodę. Rozgrzewający i dodający energii. Idealny na zimę i późną jesień.W czasie upałów wydaje mi się , że ta pikanteria może drażnić.Komu pasuje- unisex.Nuty zapachowe:nuta głowy: czarne granaty, papryka, owoc tamaryndowca
nuta serca: bułgarska róża Otto, irys, osmanthus
nuta bazy: Oppapanax, czerwone wino, absolut tytoniu, absolut wanilii
Ilustracje:
http://fraise-ecrasee.deviantart.com/art/nocturn-tango-139481588
http://heise.deviantart.com/gallery/#_featured
http://ssecret.deviantart.com/art/red-hot-110960825
http://ryoung.deviantart.com/art/Samba-Celebration-58595761
http://lethaltoenail.deviantart.com/art/pepper-in-wine-glass-85694769
Marka Comme des Garcons stworzyła w 1998 roku perfumy, które miały być wyjątkowe. Abstrakcyjne. Złożone.Odeur 53 miał odwzorowywać zapach świata stworzonego ludzką ręką. Skomplikowanego, nowoczesnego-dzisiejszego.Sama nazwa wzięła się z tego,że 'tytułowy' zapach miał być anty-zapachem. Odeur miał odstawać od klasycznych perfum. A czemu 53? Ponieważ podobno zawiera on 53 ' nietradycyjne' nuty zapachowe. Producent wymienia między innymi: tlen, energię ognia, błysk metalu, świeże pranie suszące się na wietrze, węgiel mineralny, piaszczyste wydmy, lakier do paznokci, celulozę, czyste, wysokogórskie powietrze, paloną gumę i płonącą skałę.Po przeczytaniu opisu nut stwierdziłam 'wow! Ciekawe jak to może pachnieć'. I w końcu poznałam Odeur 53...Po pryśnięciu na skórę rzeczywiście wwąchiwałam się w nadgarstek jak zaczarowana . Na początku zapach był zimny jak stal. Pachniał twardym, ostrym metalem. Wrażenie to potęgował lekko koloński posmak, który wyodrębnił się zostawiając metalową aurę gdzieś w tle. W ciągu następnych sekund czuć było ciepło próbujące przedrzeć się przez chłód. Tylko przez chwilę. Nie wytrzymało długo,ale zaburzyło odbiór zapachu, który na następne sekundy zrobił się 'brudny', mętny, betonowy. Rzeczywiście-świat stworzony ludzką ręką: ostrza broni i twarde płyty chodnika. I tu pojawiło się największe zaskoczenie. Z pomiędzy kafli zaczął kiełkować maleńki zielony pęd. Rósł szybko, krusząc płyty. Jednak natura wygrała z dziełem człowieka. Dała odetchnąć świeżością i upoić się zapachem zieleni.Dalej Odeur pachnie już naturą. Zielonymi młodymi listkami, świeżością, chłodnym wiatrem. W tle wyczuwam lekko cytrusową nutkę. Tyle,że ta cytryna nie kojarzy się z kwaśnym owocem, a czystością, sterylnością.Zapach w tej fazie sprawia wrażenie niesłychanie prostego. Na pewno nie czuć w nim tych 53 składników. Nuty przeplatają się ze sobą łagodnie , powoli, z wyczuciem dając obraz, mimo wszystko, człowiekowi bardzo bliski.Niestety, Odeur szybko staje się prawie niewyczuwalny. Jest tylko akcentem na skórze. Jak leciutki powiew wiatru niosącego ze sobą niedookreślony zapach przyrody.Poza tym w ostatniej fazie Odeur się na mnie 'deharmonizuje'- czuć słaby, dziwny i niekoniecznie przyjemny zapach.Muszę przyznać ,że początek zapachu rzeczywiście jest ciekawy-bardzo zmienny, energiczny i złożony. To prawie jak wycinek z historii ludzkości- najpierw przechodzimy przez czasy 'miecza', potem francuskiej elegancji gnieżdżącej się w pałacach, dzisiejszych betonowych miast, by w końcu wrócić do podstaw. Być może człowiek zrozumiał piękno 'nietkniętego' świata? A może jego miasta zawaliły się i wrócił do natury, bo nie miał wyjścia? Kto wie, czy za parę lat nie przyjdzie nam tego sprawdzić [w końcu niektórzy wierzą w apokalipsę w grudniu 2012r. ;)]Co do samego zapachu, to jest ' nie w moim stylu' . Jest dla mnie za delikatny. To coś takiego jak Molecules-może pachnę,a może nie :)Opakowanie- prosta, kanciasta, pasująca do 'wizerunku' zapachuTrwałość-trochę ciężko mi ją określić, bo zapach przez większość czasu jest bardzo delikatny, ulotny.Gdzie pasuje-praktycznie wszędzie. Tyle,że w miejscu, w którym przebywa parę osób [nawet tylko delikatnie 'wypachnionych'], Odeur zostanie zagłuszony.Komu pasuje-unisex.Nuty zapachowe: Wszystkich 53 nie znam,ale m.in są to: tlen, energia ognia, błysk metalu, świeże pranie suszące się na wietrze, węgiel mineralny, piaszczyste wydmy, lakier do paznokci, celuloza, czyste, wysokogórskie powietrze, palona guma i płonąca skała.Ilustracje:
http://www.pandemic-dawn.com/pics/v/bookone/Pomotional/post-apocalypse-new-york_1_.jpg.html
http://pixini.deviantart.com/art/Post-Apocalypse-concept-140941418