poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Demeter - New Zealand


W opisie New Zealand na stronie Demeter Fragrance Library czytamy ,że woda ta ma być zapachową ilustracją Tolkienowskich krain...coś w tym jest, choć np. Shire wyobrażałam sobie jako przytulną, ciepłą wioskę, a gdyby miało być 'namalowane' NZ Demeter, to Hobbici musieliby żyć w zimnie i wilgoci.

New Zealand roztaza przede mną wizję surowego, chłodnego, zielonego krajobrazu. Miliony grubych, ciemnozielonych źdzbeł trawy zrzucają krople ziemnej , czystej rosy, by te mogły wsiąknąć w ciemną, wilgotną ziemię. Zielony dywan faluje pod wpływem 'ostrego', przenikającego wiatru. Dookoła otacza nas Natura. Silna. Silniejsza od człowieka.

New Zealand mało ewoluuje. Od początku jest bardzo mocno zielone jak np. Wet Garden [chociaż NZ jest znacznie surowsze], z nutą wilgotnej ziemi rodem z Dirt. Potem dosyć ładnie 'wchodzi' w skórę i od tej pory trzyma się [niestety] dosyć blisko ciała.

Zieleń w NZ jest ciemna, żywa i bardzo naturalna. Nie kręci w nosie jak świeżo skoszona trawa, choć po pewnym czsie sprawia wrażenia bardziej 'roztartej'.

Ziemna nutka w sumie jest dosyć podoba do tej w Dirt, choć tu, dzięki połączeniu z nutami zielonymi wydaje się bardziej wilgotna i płodna.

Po pewnym czasie da się wyczuć również odrobinę soli w zimnym nowozelandzkim wietrze.

Trwałość-to dla mnie jedna z najważniejszych kwestii w przypadku zapachów od Demeter [bo nie bawi mnie kupowanie czegoś , co może i pachnie ładnie,ale najwyżej pół godziny]. W tym przypadku jestem mile zaskoczona. Co prawda New Zealand dosyć szybko traci na intensywności,ale w delikatniejszej postaci trzyma się na mnie bardzo dobrze. Dla przykładu: ostatnio skropiłam się nim ok. 19:00,a ok 2 w nocy dalej go czułam . Jak na Demeter ,to chyba jeden z rekordów.

Gdzie pasuje- raczej na nieoficjalne okazje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz