piątek, 29 maja 2009

Serge Lutens - Louve





















Jakie jest najbezpieczniejsze miejsce dla Wilczycy? Oczywiście jej własna , ciepła nora. Wilczycę Serge'a Lutensa poznajemy właśnie wtedy , gdy odpoczywa w ukryciu. Pachnie cudowną, oryginalną słodyczą. Na samym początku paruje intensywnym zapachem mleczka migdałowego z kroplą dobrego likieru. Zapach jest kremowy, gęsty, nasycony i otulający. Delikatny w budowie, ale intensywny. No i ten alkoholowy posmak dodaje 'pazura'.

Potem najwyraźniej zwierzę musi wyjść z jamy, bo wtulając nos w nadgarstek prawie czuję lodowaty wicher przeczesujący białe futro [specyficzna lutensowa nutka jaką ja określam właśnie jako 'chód']. Dalej czuć aromat migdałów, ale likier 'został w norze' :) Delikatnie czuć zapach róży przytłoczony przez słodycz.

W Louve właśnie słodycz jest najciekawsza. Wydaje się sypka i pudrowa. Jakoś mimowolnie kojarzy mi się z cukrem pudrem . Uczucie podobne do głębokiego wdechu nad torebką z tym białym pyłem.zapach , który jest tak sugestywny,że odczuwamy smak i lekkie łaskotanie przez drobniutkie opiłki.
W tej słodkości jest też coś mlecznego, kremowego:gęsta ambra skleja cukier, miesza z nim i rozpływa się po skórze. Do tego wyczuwalna jest odrobinka wanilii.

Mimo że Louve zaliczam do 'słodyczy' , to jest to raczej 'niskokaloryczna' przyjemność. Wilczyca nie jest ociężała, czy przytłaczająca. Nie 'zatyka' siłą wanilii. Lukier w Louve nie sprawia wrażenia syntetycznego. To chyba mój ulubiony smakołyk.

Przypadkiem złożyło się,że ostatnio miałam okazję wąchać dwa 'wilki' w krótkim odstępie czasu. Mam tu na myśli Mechant Loup'a i oczywiście Louve. Gdybym miała opisać je jako zwierzęta z 'krwi i kości ' to Louve byłaby szlachetną , białą wilczycą-matką. Z oddaniem karmiącą swoje potomstwo nie tracąc przy tym nic na swojej dzikości. Wilczyca żyłaby wśród śniegów i zimna. W jej grubej sierści grałby chłodny wiatr ,a pazury wbijałyby się w zlodowaciały śnieg.
Mimo zimna naokoło, jest w niej dużo matczynego ciepła, którym ogrzewa swoje szczenięta. Z oddaniem też potrafi ich bronić za cenę własnego życia. Dla wrogów i swoich ofiar jest bezlitosna: silna, szybka i potężna. Ale nie zabija dla przyjemności.

Za to Mechant Loup byłby typowym samcem-brudasem [w razie posądzania mnie o radykalny feminizm: nie każdy samiec to brudas...samiec - brudas , to odrębny gatunek samca :)]. Nie dba o to co je, co pije, co mu się przykleiło do wyliniałej sierści. Obrzuca las spojrzeniem błędnym po wczorajszej 'ciężkiej nocy' [podobno rosół jest świetny na kaca...to by wyjaśniało obecność Maggi w ML], zje kawałek padliny i wraca spać :)
Chyba od razu widać , które 'wilcze perfumy' bardziej szanuję i które prędzej staną w mojej 'perfumowej szafce' :)

Opakowanie-Lutensowe z ciemnej serii.

Trwałość-bardzo dobra. Od rana do wieczora.

Gdzie pasuje-świetny zapach na zimę

Nuty zapachowe:
nuta głowy: biały migdał
nuta serca: nuty owocowe, nuty różane
nuta bazy: ambra, wanilia, nuty balsamiczne.

1 komentarz:

  1. Lutensowska Wilczyca kojarzy mi się z matka opiekującą się małymi. Jest bezpieczna, delikatna, a przy tym pewna siebie, dająca tym małym wilkom ciepło i bezpieczeństwo.
    Nikt Cie chyba o przesadny feminizm nie posądzi:)
    Swoją drogą, jak na moj nos, to Louve ma w sobie ten charakterystyczny cukier puder, który pojawia się tez w Loukhoum. Tylko mniej intensywny, ale bardzo bardzo przyjemny dla mojego łakomego powonienia:)

    OdpowiedzUsuń