sobota, 28 lutego 2009

I hate Perfume - Burning Leaves


Spodziewałam się po palonych liściach całkiem sporo. Interesował mnie zapach, ciekawiła konsystencja...i w końcu trafiła do mnie próbka. Niestety się rozczarowałam.

Najpierw czuję na sobie zapach zbutwiałych, nadgniłych liści. Nie płoną, nie tlą się...nic. Po prostu leniwy ogrodnik zgrabił wszystko na kupę, nie chciało mu się wynieść i tak zostało. Leżało,aż zaczęło psuć się od środka.

Po pewnym czasie widocznie liście zaczęły mu przeszkadzać,ale wywalenie ich byłoby zbyt uciążliwe. Więc je podpalił.
Najpierw się tliły z lekko wędzoną wonią, wśród zapachu wilgoci. Mocno dymiły i nareszcie trochę zajęły się ogniem. Pojawił się oczekiwany zapach spalenizny. Całkiem niezły, rzeczywisty. Szkoda tylko,że zaraz przyszedł deszcz. Wszystko zgasił i została kupka wilgotnego popiołu.

Niestety, otwarcie zapachu wychodzi na mnie fatalnie. Na prawdę są to liście,ale wcale nie palone ,a nadgniłe. I chyba nadgniła faza trwa na mnie najdłużej. Jeśli chodzi o gatunek liści, to rzeczywiście pasuje do klonu-później wychodzi nawet lekka słodycz,ale na mnie bardzo ulotna.
Na szczęście potem robi się lepiej.
U mnie w ogrodzie dosyć często spalało się jesienią liście i był to podobny zapach jak ta 'kopcąca' faza Burning Leaves. Ta część mi się podoba,ale niestety strasznie krótkotrwa na mojej skórze. Po jakiejś godzinie niewiele z Płonących Liści zostaje. Tylko jakaś dziwna, wygasająca nutka spalenizny.

Jak chodzi o odwzorowanie 'rytuału' palenia liści, to jest bardzo dobre. W końcu liście , które grabimy w jedno miejsce, by je tam spalić nie są pierwszej świeżości-są zbutwiałe, wilgotne jak te, które znalazłam w Burning Leaves. Sam rozwój palenia, również pasuje,więc ogólnie zapach nie jest zły-dobry,żeby go powąchać od czasu do czasu, ale na pewno nie skuszę się na całą flaszkę. Pierwsza faza za bardzo mnie męczy,a zapach za krótko trwa. Widocznie Burning Leaves nie polubiły się z moją skórą.

Konsystencja- tu akurat jest fajnie. Oleista, biała zawiesina przyjemnie rozprowadza się po skórze.

Opakowanie-całkiem ładne. Bez udziwnień, proste.

Trwałość-niestety,na mnie mizerna. Po godzinie już niewiele czuć. Potem przez jeszcze jakieś dwie można wyczuć lekką nutkę.

Gdzie pasuje-zdecydowanie jesienny zapach. Kojarzy się z pochmurnym, szarym smutnym niebem i 'umierającym' krajobrazem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz